deutsche version english version
Lubin 1982
główna  fotografie  archiwum  wystawy  wydawnictwa  linki  forum  blog  kontakt

Gazeta Wyborcza w Krakowie nr 10 z 13.01.1999 r.

Negatywy z przeszłości

Fotografie. Czarno-białe. Ogromne. Przy jednych są nazwiska, przy innych: "autor nieznany". Od wczoraj w Instytucie Jana Pawła II w Krakowie można oglądać wystawę zdjęć ze stanu wojennego.

Nie chodzi mi o martyrologię, ale o emocje - mówi Anna Beata Bohdziewicz, komisarz wystawy. - O napięcie, o ludzi, którzy zapomnieli pozować, o bezład, o brak kontroli. Jasne, stan wojenny to stan wojenny. Ale fotografia ma siłę nie tylko historyczną. Zresztą trzeba najpierw zobaczyć te zdjęcia. Przeżyć je. One mówią. Krzyczą. Wszystko na nich krzyczy.

"Autor tego zdjęcia"
Związek Polskich Artystów Fotografików przez kilka miesięcy szukał ludzi, którzy w czasie stanu wojennego robili zdjęcia. Przez przypadek, z doskoku. Podczas manifestacji, pogrzebów, w czasie nabożeństw. Anna Beata Bohdziewicz znalazła ich kilku. Z niektórymi się znała, innych spotkała przez tych niektórych. Przysłali zdjęcia albo ktoś wysłał je za nich.

Bohdziewicz siedziała nad fotografiami i myślała: "To mocne, to uderza w łeb", "To piękne, symboliczne, smutne", "To wali po oczach". Jakiś czas potem napisała do autorów zdjęć: "Kim jesteś? Co wtedy robiłeś? Gdzie stałeś? Jaki miałeś aparat?" I oni odpisali.

Przyszedł tez list od Krzysztofa Raczkowiaka, autora słynnego "zdjęcia z Lubina", na którym mężczyźni biegną, niosąc śmiertelnie rannego kolegę. Mimo iż on je wykonał, dopiero dziś o Raczkowiaku mówi się: "autor tego zdjęcia". "Gazeta w Krakowie" pierwsza podaje to nazwisko.

Krzysztof Raczkowiak w liście do Anny Beaty Bohdziewicz: "Byłem w okolicy kaplicy Zamkowej. Jest to ostatni budynek w tej części centrum, dalej w kierunku osiedla Przylesie i Świerczewskiego (dzisiaj Nasza Chata) ciągną się błonia rzadko porośnięte drzewami, z płynącą przez nie rzeczką Zimnicą. Odległość do pl. Wolności wynosiła ok. 150-200 m. ZOMO stało koło ratusza i od czasu do czasu robiło wypady w rożnych kierunkach. To tam przeżyłem chwile strachu, gdy serie pocisków ścinały liście i gałęzie nad naszymi głowami. (...) W pewnym momencie na małym mostku na Zimnicy rozległ się czyjś krzyk. Byłem około 10 m od tego miejsca. Zobaczyłem kilka osób nachylających się nad kimś (jak się później okazało, był to Michał Adamowicz). Wtedy zrobiłem pierwsze zdjęcie. Pobiegłem w kierunku zdarzenia. Czterech mężczyzn chwyciło leżącego za ręce i zaczęło biec w kierunku ul. Zawadzkiego. Nie wiadomo skąd, od tyłu zaczęto strzelać. Niosący Adamowicza puścili go i wraz z kilkoma osobami (byłem wśród nich) schowali się w głębokim kanale Zimnicy".

Michał Adamowicz
Lubin. 31 sierpnia 1982 r. Fotografia Krzysztofa Raczkowiaka.

A mógł zgarnąć World Press Photo
To zdjęcie Raczkowiak zrobił w sierpniu 1982 r. Na drugi dzień rozeszło się kanałami podziemia po całej Polsce. 3 września jeden komplet zawieziono do Dariusza Fikusa z SDP, drugi do Szwajcarii. Potem dalej. Do USA. Raczkowiak nigdy nie dostał za nie ani grosza. Tłumaczono mu, ze za zdjęcie historyczne nie należą się pieniądze.

- A facet mógł zgarnąć nawet World Press Photo - mówi Bohdziewicz.

Krzysztof Raczkowiak ma dzisiaj własny biznes. Prowadzi agencje public relations. Nadal fotografuje. Dla przyjemności.

Nie przejdą
Bogusław Nieznalski do Bohdziewicz: "Często bałem się o moje zdrowie, o moje zdjęcia. Ale potrafiłem opanować strach. W trakcie robienia zdjęć zapomniałem o niebezpieczeństwie. Kilka razy strzelano do mnie z rakietnicy. 3 stycznia 1982 na Starówce Gdańskiej postrzelono mnie w ramię pociskiem gazowym o wielkości szklanki do herbaty, miałem silnie otarte żebra i prawą rekę. (...) Milicja wiele razy wskazywała mnie palcami i często musiałem uciekać, ale że kiedyś trenowałem biegi średnie i dobrze znałem uliczki i podwórka Gdańska, a także w czasie ucieczki drobne stosowałem zmiany w ubiorze, udawało mi się!"

Nieznalski mówi, że właściwie jest autorem jednego zdjęcia: "No Passaran" - grupy robotników powstrzymujących swoich kolegów chcących zerwać strajk. Choć mógłby być autorem albumu. Za "No Passaran" otrzymał w 1985 roku Grand Prix w Poznaniu. Potem zdjęcie nagrodzono w Andorze. Zaliczono je do dziesiątki najlepszych prac w historii polskiej fotografii.

Dziś jest handlowcem. Robi foldery i pocztówki.

Czas apokalipsy
W czasie stanu wojennego Chris Niedenthal pracował dla "Newsweeka". Miał brytyjski paszport. Było mu łatwiej. Ale i tak zdarzyło mu się, ze wyciągnięto go z samochodu, przystawiając pistolet do głowy.

Nie pamięta, czy było to 13 czy 14 grudnia 1981 roku. Wtedy zrobił swoje najsłynniejsze zdjęcie: na ulicy stoi , czołg, ludzie bezradnie kręcą się wkoło. W kinie "Moskwa" grają akurat "Czas apokalipsy". Wielki afisz wisi nad czołgiem.

Chris Niedenthal do Bohdziewicz: "Z daleka zauważyłem to piękne skojarzenie i powiedziałem kolegom, że co jak co, ale to musimy sfotografować. Tylko jak? Z ulicy nie ma mowy. Roi się od wojska, a aparat fotograficzny na ulicy to natychmiastowe aresztowanie. Na szczęście w tamtych latach nie było domofonów, więc można było wejść na klatkę schodową domu po drugiej stronie Puławskiej. Chciałem zapukać do jakiegoś mieszkania na wyższym piętrze i ubłagać lokatorów o dostęp do okna". Niedenthal nie zapukał jednak do żadnego mieszkania. Otworzył okno na klatce. Wycelował obiektyw i nacisnął migawkę.

Z flagą
Stanisław Markowski do Bohdziewicz: "Nagle z grupy manifestantów wybiegło trzech chłopców. Środkowy trzymał w ręku biało-czerwoną flagę. Ruszyli środkiem jezdni. Wydawało się, ze płyną. (...) Po chwili zauroczenia tym pięknym zjawiskiem, wbrew zdrowemu rozsądkowi, w pośpiechu wpiąłem swoja rosyjską pięćsetkę w korpus Olympusa OM-2 z winderem, zdjąłem kurtkę, położyłem ją na krawędzi balkonu, na to aparat i sunąc po niej, przyciskałem delikatnie spust, wciąż poprawiając z trudem wyczuwalną ostrość".

Markowski był na pogrzebach. Poszedł na cmentarz w Grębałowie w Nowej Hucie, gdzie chowano Bogdana Włosika. Na ogrodzeniu cmentarza postawił aparat. Na kliszy wyszła biała trumna niesiona przez szary, ledwo widoczny tłum.

Zdjęcie białej trumny wisi w "sali pogrzebów". Obok zdjęć trumny Grzegorza Przemyka i księdza Popiełuszki.

W biegu
"Autor nieznany". Tak podpisanych zdjęć jest sporo. Na przykład fotografie z "Wujka". Bogdan Kułakowski, fotoreporter z Katowic, twierdzi, że 16 grudnia 1981 roku nie było pod "Wujkiem" żadnego profesjonalnego fotoreportera.

Nieznany autor aparat trzymał zapewne pod kurtka. Pewnie biegł, kiedy robił zdjęcia, bo są poruszone. Ale ma na nich ludzi. Oni tez biegną. Uciekają. Jedni oglądają się za siebie, drudzy nie. Niektórych gonią czołgi, innych nie. Na jednych leci gaz, na drugich nie.

Autor nieznany zrobił zdjęcie mężczyzny z bandażem na głowie. Pochylają się nad nim ludzie. Autor nieznany nie pochylił się. Migawkę nacisnął w biegu.

Renata Radłowska

punktpowrót do archiwum
punktna początek strony

© Krzysztof Raczkowiak